sądząc po tylu zachwytach nad tym filmem i bardzo wysoką oceną być może wsadziłem kij w mrowisko samym tytułem tematu, ale w końcu od tego jest to forum żeby wymieniać się opiniami.
Tylko wątek z muzykiem jest naprawdę dobry i świeży; cała reszta - to wszystko już było. Zwyczajny dzieciak zakochujący się w "najlepszej dziewczynie w szkole", wysoko postawiony mężczyzna w średnim wieku zakochuje się w swojej "szarej" pracownicy (motyw chociażby ze "Zbuntowanego Anioła" :)), wreszcie miłosny trójkąt, choć tutaj rzeczywiście trochę nietypowy. Wątek romansowy Jamie'go z Portugalką to już w ogóle zapychacz fabuły.
Wielowątkowość jest dobra ale tutaj to wszystko ginie w swoim sosie własnym przez co poszczególne historie średnio interesują, ponieważ są "zrobione" na ten sam schemat. Wiem, tematem przewodnim miały być święta i tytułowa miłość, ale to jest film 2 h 10 min, ile można prawie jedno i to samo :/
Wszystkie postacie za wyjątkiem wspomnianego muzyka są słabo napisane; wycięte "z tektury", uśmiechnięte ciepłe kluchy, w sam raz do wstawienia do ładnego, świątecznego filmu którego tematem przewodnim jest miłość. Jeszcze ten przygłup który wybierał się do Stanów na podryw był dosyć wyrazisty ale nie odgrywał znaczącej roli w filmie. Głównym kryterium angażu aktorek do filmu był chyba ich wygląd.
Z pozytywów oprócz wątku z Billy Mack'iem mogę wskazać jeszcze pamiętną scenę gdy Mark wyznaje miłość Juliet; przyznaję że to akurat było fajnie wymyślone i oryginalne, bardzo "filmowe"; gorzej tylko gdyby to jej mąż otworzył drzwi :D Poza tym jeszcze parę tekstów przy których się uśmiechnąłem i tyle.
Jak dla mnie film oglądalny, przyzwoity, ale bez szału. Spodziewałem się dużo więcej po tylu pozytywnych opiniach. Jak komuś podobają się takie klimaty to mogę polecić moim zdaniem duuużo lepszy "Samotny port - miłość", który ze świętami nie ma nic wspólnego, ale jest filmem dużo bardziej "życiowym", przede wszystkim z ciekawszymi i bardziej wyrazistymi historiami i postaciami.